Od pogrzebu żuru i śledzia do słomiaków
Obrzędy, zwyczaje i zabawy zwązane ze Świętami Wielkanocnymi

 
Pogrzeb żuru i śledzia
 
Pogrzeb żuru i śledzia był manifestacyjnym zakończeniem czterdziestodniowego Wielkiego Postu, podczas którego te właśnie potrawy gościły bezustannie na stołach plebejskich, wielkopańskich, klasztornych i królewskich.
W Polsce wszystkie posty, z Wielkim  Postem włącznie, przestrzegane były bardzo rygorystycznie. Jadło się tylko potrawy postne.
W zamożnych domach podstawę stanowiły ryby. Jedyny tłuszcz stanowiła oliwa; na oliwie smażono, oliwą kraszono kapustę, żur i  barszcz ,, buraczany". Śledzia też jedzono w oliwie i z ziemniakami. W bogatych domach podawano na kolację grzanki na oliwie, posypane kminkiem  z cukrem lub solą i polewkę piwną z żółtkiem. Nie żałowano sobie trunków, bo przecież tłuszczu nie zawierały.
Chłopi i biedacy jadali żur i śledzia. Zestawy były różne: śledź w żurku, śledź z grochem, z kluskami okraszonymi olejem, z chlebem. Po tylu dniach postu, jedzenie to tak obrzydło wszystkim ludziom, że w Wielki Piątek wieczorem albo w Wielką Sobotę rano, urządzali oni parodię pogrzebu tych potraw. Żur ze śledziem wynoszono z kuchni, z udawanymi lamentami i pieprzną przemową wlewano w dołek, po czym zasypywano ziemią tak, aby powstał niewielki pagórek. Wieszano także śledzia na suchej gałęzi przy drodze, a żur wylewano.
Gliniany dzban po żurze stał się teraz tarczą, do której chłopcy rzucali kamieniami. Kto rozbił dzban, zdobywał prawo do chodzenia po dyngusie jako kierownik zespołu.
 
 
Wielkanoc
 
Początki tego pięknego święta doszukano się w czasach przedchrześcijańskich. Ludy myśliwskie w Indiach i basenie Morza Śródziemnego przechodząc na osiadły tryb życia i na uprawianie roli, stworzyły sobie bóstwa roślinności i słońca, umierające jesienią i zmartwychwstające wiosną. Owe bóstwa wyobrażano sobie w postaci pięknych młodzieńców.
Sumerowie mieli Tammuza, przedstawianego z kłosami w ręku lub u ramion.
We Frygii bogiem wegetacji był Attis, natomiast Egipcjanie mieli Ozyrysa, boga roślinności, wyobrażanego z berłem i biczem w rękach.
W Iranie czczono Mitrę, boga będącego symbolem zamierania przyrody i budzenia się jej do życia. Wierzono, że wróci po śmierci, by nagrodzić dobrych wieczną szczęśliwością, a złych skazać na potępienie. Niektóre obrzędy kultowe Mitry, do złudzenia przypominały późniejsze obrzędy chrześcijańskie.
Dla chrześcijan ważna jest Pascha, bo to od niej wywodzi się Wielkanoc. Paschę, święto wiosny znali już Hebrejowie. po osiedleniu się w połowie XIII w .p.n.e. na ziemiach późniejszej Palestyny i zajęciu się rolnictwem, Hebrejowie zaczęli obchodzić wiosenne święto rolnicze, związane ze żniwami, a nazwane Świętem Macy [ przaśnego placka jęczmiennego, pieczonego ze świeżej mąki].
Z czasem w państwie Hebrejów ustaliło się pojęcie i kult Jehowy.
Pascha i Święto Macy połączyło się w jedno Święto pod nazwą  Pascha.
Po zburzeniu Jeruzalem pojawiła się wiara w Mesjasza i nieśmiertelność ziemską państwa Hebrejów. Pascha staje się więc świętem oczekiwania na Mesjasza, Zbawiciela, który wyzwoli naród żydowski z niewoli i doprowadzi do zmartwychwstania żydowskiego królestwa.
Pierwsi wyznawcy Chrystusa, Żydzi, świętowali Paschę w synagogach. Dopiero w drugim stuleciu istnienia chrześcijaństwa Święto Paschy połączone z pojęciami o męce, ukrzyżowaniu i zmartwychwstaniu Chrystusa, zaczęto obchodzić w pierwszą niedzielę po wiosennym zrównaniu dnia z nocą, jako Wielkanoc.
Ze Świętem Wielkanocy wiążą się liczne obrzędy powstałe jako refleks dawnych praktyk magicznych.
 
 
Nie ja biję, wierzba bije
 
Palma należy do tych przedmiotów liturgii kościelnej, które znalazły zastosowanie również   w praktykach zabobonnych.
Najprostszą palmą była zawsze i jest gałązka wierzbowa, obsypana baziami. Wierzono, że w wierzbie zamieszkiwał dobry duch, opiekujący się człowiekiem i jego zwierzętami.
Gałązka wierzbowa stała  się później drzewem płodności. Modlono się do niej o rozrodczość zwierząt.
Gałęzie wierzbowe, święcone w Niedzielę Palmową mają cudowne właściwości zapewnienia wszelkiego dobra: zdrowia, bogactwa, szczęścia w hodowli zwierząt domowych.
W Polsce, na Litwie, na Ukrainie i w Niemczech jeszcze na początku naszego wieku ludzie po wyjściu z kościoła uderzali się świeżo poświęconymi palmami i składali sobie najlepsze życzenia.
Gospodarz obchodził swoją chałupę i uderzał palmą w każdy węgieł, aby zapewnić domowi spokój i dobrobyt.
Po wniesieniu palmy do izby cała rodzina wyskubywała bazie i połykała je. Miało to chronić przed bólem gardła, przed chorobami, od uroku i od pokus szatana.
Resztę palmy zatykano za święty obraz nad łóżkiem, aby użyć jej jako cudownej różdżki. W czasie burzy ustawiona koło komina, broniła przed piorunem. Położona pod pierwszą skibę podczas orki broniła pole przed suszą, gradobiciem i zapewniała wysokie plony.
Gałązki wierzbowe z palmy wkładano do uli, aby pszczoły się rozmnożyły i dawały dużo miodu.
Rybacy wplatali je w sieci, co uniemożliwiało czarownicom dostęp do połowów.
Gałązki wierzbowe zatknięte na grobie, koiły niepokoje dusz na tamtym świecie.
W Niedzielę Palmową katolicy święcą palmy w kościele na pamiątkę triumfalnego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy, kiedy to usłano mu drogę palmami.
 
 
Puchery
 
To nazwa imprezy obrzędowo- zabawowej w Polsce już w XVI w.
Początkowo miały tylko jeden cel: żacy ze szkół parafialnych mieli urozmaicić liturgię uroczystego nabożeństwa w Palmową Niedzielę. Chłopcy, ustawieni w dwa długie szeregi- od wielkiego ołtarza aż po główne wejście do kościoła z bukietami przypiętymi do boku, trzymając palmy w rękach wygłaszali oracje pisane wierszem na temat wjazdu Chrystusa do Jeruzalem.
Chłopcy ["pueri" - stąd nazwa obrzędu] urozmaicali tę kościelną ceremonię, deklamując rymowane utwory własnego wyboru o dokuczliwości Wielkiego Postu i o wyczekiwaniu na wielkanocne smakołyki.
Wkrótce puchery przekształciły się w widowisko teatralne. Wyszły z kościoła w szeroki świat, aby tu sparodiowane rozpocząć nowy żywot.
Nie wszystkie wierszyki były przyzwoite i dlatego kuria biskupia surowo zabroniła żakom wystawiania wierszydeł nie mających sensu.
 
 
Uśmiercanie Judasza
 
Ten obyczaj polegał na zrzuceniu Judasza z wieży kościelnej, a potem utopieniu go w kałuży.
Oczywiście Judaszem była kukła, zrobiona ze starych gałganów i wypchana słomą.
Chłopcy wyprawiali jednego albo dwóch spośród siebie na wieżę kościelną, a drudzy z kijami w pogotowiu stali przed kościołem i czekali, aż Judasz spadnie z góry, by go później obić kijami ku uciesze gawiedzi, przywiązać mu kamień do szyi i utopić bądź w kałuży, bądź w nurtach rzeki.
Uśmiercanie Judasza było niczym innym, jak topieniem kukły zimy.
 
 
Kraszanki, pisanki, malowanki, skrobanki, naklejanki
 
Podanie greckie zapewnia, że zwyczaj malowania jaj na Wielkanoc zapoczątkowała Maria Magdalena, ongiś grzesznica, potem gorąca wyznawczyni Jezusa.
Podobno było tak: Bolejącej przy pustym grobie Zbawiciela ukazał się anioł i rzekł:,, nie płacz Mario, Chrystus zmartwychwstał". Uradowana pobiegła do domu i ujrzała że wszystkie jajka, jakie miała w misce, zabarwiły się na kolor czerwony. Wyniosła je na drogę i podarowała apostołom. Oznajmiła przy tym nowinę o zmartwychwstaniu Pańskim. Aż tu nagle czerwone jajka zmieniły się w ptaki, które radośnie wyfrunęły z rąk apostołów i poszybowały w niebo.
My też mamy swoje legendy. Jedna z nich głosi, że że to kamienie , którymi ukamienowano  św.  Szczepana, zamieniły się w czerwone jajka. Druga- że gdy prowadzono Jezusa na śmierć, pewien biedak niosący jajka na sprzedaż, postawił kobiałkę na drodze, by pomóc Zbawicielowi dźwigać krzyż. Gdy powrócił, ujrzał w kobiałce jajka zabarwione na czerwono.
Jajka utożsamiano z krwią, będącą esencją wszelkiego żywota, były ofiarą dla bóstw i jako krew ofiarna musiały być barwione na czerwono.
Jajka odgrywały poważną rolę w  liturgii kultu zmarłych. Starożytni Grecy i Rzymianie zawijali zmarłego w czerwoną płachtę, jego ciało obsypywano różami a w ofierze składano jajka. Nie od razu jajko miało naczelne miejsce na wielkanocnym stole. Duchowieństwo chrześcijańskie zakazywało na początku ich kultu, gdyż wierzyło jeszcze w istnienie demonów i widziało w jajku poważny atrybut magii pogańskiej. Zakazywano nawet jedzenia ich szczególnie w dni świąteczne. Nadal jednak posługiwano się nimi w dni w obrzędach ku czci zmarłych, stosowano jako środek przeciw urokom, czarom i chorobom.                                                                
200 lat po wprowadzeniu u nas chrześcijaństwa, duchowieństwo zezwoliło na jedzenie jaj w okresie Wielkanocy, pod warunkiem jednak, że jajka te zostaną najpierw poświęcone w kościele.
Z czasem uznano je za symbol zmartwychwstania a barwienie ich, święcenie i obdarowywanie nimi bliźnich, stało się zwyczajem wielkanocnym.
Nazwy jaj wielkanocnych zależne są od sposobu barwienia.
,,Kraszanki" to jajka czerwone, od wyrazu ,,krasa"- czerwień, uroda. Barwiono je w odwarze z robaczków, pluskwiaków, zwanych czerwcami.
Jajka o innych kolorach nazywano ,,malowankami". Gotowane w wodzie z listkami jemioły lub młodego żyta- były zielone, w wywarze z płatków ciemnej malwy- fioletowe, moczone    w wodzie stojącej w wydrążonym pniu dębowym- brązowe, gotowane z korą olchy i młodych liści klonu czarnego- czarne, w odwarze kory dzikiej jabłoni- żółte, w łupinach cebuli- ,,yellow- Bahama"
Jeśli na jednolitym tle kraszanki lub malowanki  wyskrobywano wzorek, zmieniała się ona w ,,skrobankę".
Gdy przed zanurzeniem jajka w brązowym roztworze napisano na niej  wzorek woskiem, malowanka stawała się pisanką.
Są jeszcze  naklejanki-malowanki z naklejanym na nich deseniem z ,,duszy" sitowia, z zasuszonych listków, płatków kwiatowych i gałganków.
Malowaniem jaj zajmowały się dziewczęta lub młode mężatki. Chłopcy ,,bawili się" nimi dopiero na święta. Już za Piastów powstała znana zabawa w ,,wybitki" Ten przegrywał, którego jajka zostało zbite. Ten obyczaj przetrwał do dziś.
 
 
Uciechy stołu
 
Śniadanie wielkanocne zaczynało się od ,,święconego" czyli darów bożych poświęconych przez kapłana w Wielką Sobotę. Jedzono, pito przez parę dni od rana do wieczora.
Na środku stołu stał biały baranek z cukru ze złoconymi rogami, lub upieczony z ciasta, albo wyrzeźbiony z bryły masła. Agnuszek ,,baranek boży" miał cudowną moc bronienia przed pożarem, powodzią  i nagłą śmiercią od pioruna. Oczywiście najważniejsze było jego znaczenie religijne.
Spożywanie święconego zaczynano od jajka. Po jajku i szynce jedzono wszystko jak leci- przede wszystkim kiełbasę. W domach magnackich na przykład jedzono aż 24 gatunki kiełbasy stąd powiedzenie ,, Za Sasa łyżką kiełbasa". Honorową pozycję na stole zajmowało pieczone prosię- z jajkiem w ryjku. Koło prosiaka spoczywały inne mięsiwa.
Jedzono żur z jajkiem, kiełbasą, przyprawiany chrzanem, czosnkiem i obficie zabielany śmietaną.
Przednie miejsce zajmował też bigos, przygotowany już na kilka dni przed świętami.
Wśród ciast najwyższe rangą były staropolskie baby, mazurki, płaskie placki z kruchego ciasta, pokryte na wierzchu masą serową, migdałową, orzechową, przyozdobione    esami- floresami z barwionego lukru i maku. Pieczono też serniki i przygotowywano torty,
,,Bawiono się kielichem". Pośród mis i półmisków na stole stały dzbany, gąsiorki i flasze z napojami wyskokowymi.
Stół plebejski był oczywiście o wiele uboższy, ale stały na nim szynki, salcesony, kiszki. Szczególnym smakołykiem ludowej kuchni był groch z kapustą a do  ciast wielkanocnych tak zwanego pospólstwa należały kołacze, przekładańce, obertuchy- rodzaj słodkiego pieczywa, jajeczniki- podobne do biszkoptów.                                                                                                                                                           
 
 
Śmingus- dyngus
                                    
Oblewanie się wodą należało do praktyk magicznych, obrzędowych. Miało oczyszczać z grzechu ludzkie dusze, zapewnić polom żyzne deszcze. Chlustanie się wodą było skutecznym środkiem przeciw demonom i duchom zmarłych. Stosowano wodę przy wynoszeniu zwłok z domu. Robiono to po to, aby zagrodzić nieboszczykowi drogę do domu   i uniemożliwić mu pociągnięcie za sobą następnego członka rodziny.
Dyngus ma dość długą historię. W Polsce upowszechnił się w   XIV w. Wyraz ,,dyngus" wywodzi się z języka niemieckiego- jest to spolszczony ,,Dünnguss" czyli cienka, wodnista polewka albo chlust wody. Może też być wyprowadzony z od niemieckiego ,,dingus" - wykupno w czasie wojny, jako obrona przed rabunkiem obcych żołnierzy. Żacy krakowscy dobrze znali te pojęcia, gdyż wpadli na pomysł,, chodzenia po dyngusie" i pod groźbą oblewania wodą wymuszali wykupne- jajka, ciastka, datki pieniężne.
,,Śmingus", natomiast, pochodzi od śmigania palmą lub kijaszkami i oblewania wodą tych, których zastano w łóżku.
Zabawa w oblewanie się wodą była widowiskiem, rozrywką, w której każdy mógł wziąć udział.
Dystyngowani oblewali swoje damy lekko różaną lub inną pachnącą wodą po ręce a najwyżej po gorsie.
Po ulicach, w miastach i wsiach oblewano się całymi wiadrami od stóp do głów Zwyczaje te przetrwały do dzisiaj.
 
 
Rękawka
 
Rękawka powstała ze starego słowiańskiego obrzędu, zwanego strawą [od XVI w. wielką stypą], czyli od goszczenia osób biorący udział w pogrzebie.
Jeśli nieboszczyk był bogaty i zostawił rodzinie dużo dobra, ta mogła mu się odwdzięczyć wystawną biesiadą. Goście żałobni sypali mogiłę rękami. Ponieważ ziemię noszono nie tylko w rękach, ale i w rękawach, niektórzy wywodzą stąd nazwę obrzędu. Inni etymologowie twierdzą, iż ,,rękawka" wywodzi się od starosłowiańskiego obrzędu ,,rakev" - trumna. Obrzęd ten polegał na znoszeniu na mogiły pokarmów dla ubogich, którzy odwdzięczali się modlitwą za zmarłego i naprawianiem mu mogiły uszkodzonej przez jesienne słoty, zimowe i jesienne roztopy.
Był on związany z dawnym zaduszkowym charakterem świąt wielkanocnych. Po wprowadzeniu chrześcijaństwa przeniesiono Zaduszki z kwietnia na listopad, ale obrzęd rękawki utrzymał się w Krakowie, mieście, którego mieszkańcy kochali historię i tradycje.
Obchodzili oni tę uroczystość na cześć księcia Kraka, założyciela grodu. Przynosili na jego mogiłę część święconego i wraz z życzeniami rozdawali ubogim.
Z czasem obrzęd przekształcił się w zabawę ludową, która odbywała się w trzeci dzień Świąt Wielkanocnych, we wtorek, na prawym brzegu Wisły.
 
 
Obwożenie kurka
 
Obwożenie kurka odbywało się po wsiach i miastach w lany poniedziałek.
Kur, zwany pospolicie kogutem, budził strach, a więc i szacunek. Wierzono, że pozostawał on w konszachcie z tajemniczymi duchami. Ponoć miał siedzieć w nim sam diabeł. Słowianie też widzieli w kogucie istotę obdarzoną magiczną mocą. Mocnym pianiem płoszył duchy a siłą witalną mógł obdzielić wszystko co żyje.
Wykorzystywano go w ceremoniach zaklinania rozrodczości zwierząt, a gdy się zestarzał i tracił płodność, składano go w ofierze opiekuńczym bóstwom.
Jeszcze na początku XIX w. Na Śląsku i w Łódzkim kawalerowie łapali okazałego koguta, karmili go ziarnem moczonym w spirytusie i pijanego, wrzeszczącego w niebogłosy, sadzali na dwukołowym wózku, przybranym kolorowymi wstążkami i rozpoczynali włóczebne.
Wozili kura od domu do domu grając na skrzypcach, śpiewając i recytując rymowanki, pełne grubych aluzji do rozmnażania się nie tylko zwierząt w zagrodzie.
Kurcorzy, bo tak nazywali się kawalerowie, dostawali za to ser, masło , kiełbasę jaja. Na odchodne oblewali dziewczęta wodą z noszonych dyskretnie sikawek. Z czasem znikł zwyczaj obwożenia żywego kura. Zastąpiono go atrapą, podobizną ulepioną z gliny lub upieczoną z ciasta i przybraną piórami.
 
 
Gaik
 
Chodzenie z gaikiem, czyli zieloną gałęzią , przeważnie sosny lub świerka, przyozdobioną kolorowymi wstążkami, świecidełkami, brzękadłami jest obrzędem, mającym przyspieszyć nadejście wiosny.
Zwyczaj przywoływania wiosny gaikiem ma różne formy w europejskich tradycjach.
Niektóre narody na Zachodzie otrzymały w spadku po swoich pogańskich przodkach ceremonię przynoszenia z lasu całego drzewa, umieszczania go na głównym placu wsi, dekorowania wstążkami i pasemkami z wełny..
U nas gaik zwany także maikiem, nowym latkiem, turzycą, odbywał się w pierwszy wtorek po Wielkanocy albo w maju, albo na Zielone Świątki. Różnie na różnych obszarach Polski.
Dziewczęta niosąc gaik osadzony na wysokiej żerdzi, wstępowały do zagród, winszowały nowego latka i śpiewały. Gospodarze zapraszali gaik z całym orszakiem do stołu i częstowali smakołykami.
 
 
Siuda baba
 
Siuda baba to zabawa praktykowana dzisiaj w okolicach Wieliczki w lany poniedziałek.
Polega na przebraniu się dwóch mężczyzn za babę z dzieckiem i dziada- parę, która włócząc się po drogach i zachodząc do zagród wymusza na bliźnich datki w pieniądzach  i naturze.
Baba jest śmiesznie ubrana w jaskrawe łachy i odziana w chustę z podartej płachty.
Przy piersi ma dziecko, odmieńca o wielkiej głowie z dyni zawiniętej w szmatę i o pokaźnym korpusie ze słomy. W rękach trzyma kosz na dary. Niekiedy nosi na sobie olbrzymi różaniec z kasztanów nawleczonych na sznurek. Głowa zamotana jest w szmatę a buzia umorusana sadzami.
Dziad ma portki całe w łatach i dziurach, krótki serdak z kożucha odwrócony kudłami na wierzch. Zamiast pasa ma powróz ze słomy. Nosi wielki różaniec z kartofli, zakończony drewnianym krzyżem, najeżonym gwoździami. W ręku trzyma cep. Na głowie ma papierową czapkę w czerwono- niebieskie pasy, twarz umorusaną sadzami, a pod nosem czarne lub jaskrawo rude wąsy.
Babie z dzieckiem i dziadowi towarzyszą dwaj muzykanci: skrzypek i harmonista. Dziad, idący na czele, atakuje przechodniów natarczywymi żądaniami wsparcia. Za datki dziękuje  i obiecuje swemu darczyńcy rzeczy, na które nie ma wpływu: gromadę potomstwa, bujne plony.....Na koniec dziadowska para urządza przyjęcie dla tych, którzy ją obdarowali. Tańczą, śpiewają, przytulają się do dziewcząt, wrzucają je do wody lub oblewają, jak przystało w lany poniedziałek.
 
 
Slomiaki
 
Slomiaki chodzą po włóczebnem w lany poniedziałek, dlatego nazywa się ich także dziadami śmiguśnymi.
Ta dziadowska para, ubrana z góry do dołu w słomiane maty, wygląda jak dwa chochoły.
Dziad ma twarz osłoniętą kożuchem niby bujnym zarostem, baba natomiast jest złocistą blondynką, uczesaną w sterczące nad uszami pszeniczne warkoczyki, a na białej zasłoniętej lnianą serwetką twarzy śmieją się jej namalowane szczerbate usta i zezowate oczy.
Każde miejsce, gdzie się ukażą, zamieniają w miejsce teatru. Grają pantomimę zachowując anonimowość. Gestami składają życzenia, a potem wyprawiają różne błazeństwa, żeby rozśmieszyć odwiedzanych gospodarzy. Ci z kolei, starają się zdemaskować wesołych gości. Zagadują ich, straszą, oblewają wodą w nadziei, że przybyli się odezwą.
Zabawa kończy się obdarowaniem słomiaków smakołykami z wielkanocnego stołu.
 
 
 
 
 
Copyright 2006 ©. All Rights Reserved.