Karnawał

 
Reduty
 
Reduty to bale maskowe i maskarady. Urządzano je najczęściej podczas obchodów weselnych nie tylko na dworach królewskich, ale także na dworach magnackich- i to z wielkim przepychem.
Maskarady w formie balów kostiumowych pojawiły się za panowania Augusta II Sasa.
Odbywały się one od października aż po adwent, a potem znowu przez cały karnawał, po trzy, cztery a nawet pięć razy w tygodniu.
Powstawały mniejsze lub większe salony redutowe. W wielkich bawiło się nieraz do tysiąca osób - tańcząc, grając w karty, płatając sobie figle. Oczywiście nieocenioną przysługę w tej zabawie oddawały maski, używane przez wszystkich redutowców.
Rzemieślnicy i robotnicy hulali na tzw. ,,balach przyjacielskich" urządzanych przeważnie na peryferiach miasta. Bale te organizowali knajpiarze i właściciele bawarii, czyli piwiarni, gdzie podawano piwo bawarskie, żartobliwie zwane gambrynusem.
 
 
Zapusty, mięsopusty
 
Zapusty to staropolska nazwa karnawału, trwającego od Bożego Narodzenia do Wielkiego Postu.
W dawnej Polsce był to okres wesel, balów, hucznych zabaw, maskarad, kuligów i oczywiście polowań na wielkiego zwierza.
Najbardziej hulaszczo obchodzono ostatnie trzy dni karnawału, mięsopusty -" mięsa upust"- upuszczenie mięsa na czas nadciągającego postu. Dni te nazywają się do dzisiaj ostatkami.
 
 
Skąd się wziął karnawał?
 
W starożytnej Grecji wczesną wiosną, w dniach 11, 12, 13 miesiąca Anthesterion  [kwitnienie] obchodzono uroczystość zwaną Anthesteria, trzydniowe święto rozwijających się drzew, kwiecia i pobudzonej do życia natury. Ukazanie bujnej wiosny pojmowane było jako pojawienie się na ziemi Dionizosa, boga ekstazy wyzwalającej w przyrodzie i ludziach wszelkie namiętności, boga wina i radości życia nie zapominającego o zmarłych.
Powracał on zza gór i mórz do swojej ojczystej ziemi, by oddać się tu swawolnym zabawom i nieumiarkowanemu pijaństwu.
Ożywienie w przyrodzie budziło także umarłych, zawsze chętnych do przestawania z ludźmi na powierzchni ziemi, a szczególnie podczas wielkich świąt. Ziemia otwarta na wydanie roślinności, pozwalała duszom swobodnie wyjść na światło dzienne i cieszyć się wiosną.
Pierwszy dzień uroczystości nazywał się Pithoigia - ,,otwarcie beczki". Rozumiano to jako otwarcie się świata podziemnego. W beczce było zeszłoroczne wino, a na świecie nowa wiosna. To symbolizowało związek, ciągłą łączność zmarłych z żywymi. Aby łączność ta nie była zbyt wyraźnie odczuwalna, aby zmarli nie zbliżali się zanadto do żywych, zamykano świątynie, drzwi do domów smarowano smołą a pod językiem noszono listki ciernia, tarniny, krzewu odstraszającego duchy.
W drugim dniu , zwanym Choes-,,krater wina" - składano zmarłym ofiary z wina, a potem raczono się nim na ucztach. Odbywano procesje ze swawolnymi śpiewami, wyuzdanymi pląsami i organizowano zawody pijackie.
W trzecim dniu zwanym Chytroi-"garnki "składano ofiary Hadesowi, bogowi świata podziemnego i zmarłym. Te ofiary to gotowane ziarno i wino. Na koniec wypędzano duchy..
W Rzymie, w tym samym miesiącu obchodzono także wiosenne Zaduszki, Feralia. Tutaj też składano duchom ofiary z soli, owoców, mąki zwilżonej winem, z wieńców i luźno rzucanych fiołków-przysmaku zmarłych.
Tak jak w Grecji, również zamykano świątynie i nie używano kadzideł, aby wonny dym nie zwabił zmarłych. Powstały liczne gusła, zabobony i zakazy. Nie wolno było zawierać małżeństw i podejmować ważnych decyzji, aby nie popaść w konflikt z duchami.
W Polsce bawiono się pod gołym niebem, po domach, w gospodach. Urządzano barwne pochody maskaradowe. Wieś huczała po karczmach. Drogami włóczyły się tłumy przebierańców. Wszyscy ucztowali z tańcami i gorzałką na wzór ,,Dionizji"
 
 
Kulig
 
Kulig był zabawą wyłącznie stanu wyższego, szlachty. Polegał na odwiedzaniu się sąsiadów z całej okolicy tym sposobem pierwszy z rzędu odwiedzał drugiego, z drugim jechał do trzeciego, potem we trzech do czwartego itd.
Kulig musiał być wcześniej obmyślony; trzeba było ustalić kolejność odwiedzin i przygotować dom dla tak licznych gości. Spiżarnia i piwnica musiały być dobrze zaopatrzone, a orkiestra zamówiona. Każdy przyjmujący gości chciał wypaść jak najlepiej.
Mniej zamożni zaczęli gromadzić zapasy już przed jesienią, przed pierwszymi śniegami.
Było mnóstwo miłych scen, radosnych spotkań i okazji do zawiązania nowych znajomości.
Przy suto zastawionych stołach opowiadano sobie anegdoty, dowcipy, kojarzono młodych, a potem hulano do białego rana.
Najprzyjemniejszą częścią kuligowej zabawy była sanna. Starsi pysznili się paradnymi końmi i saniami, a młodzież miała okazję do flirtów.
 
                       
Burkoty
 
Burkoty to zabawa młodzieży rzemieślniczej, biesiady i potańcówki, urządzane niegdyś w zapusty.
Trwały  nieraz przez trzy dni. Czeladnicy zapraszali na nie przede wszystkim córki swoich pryncypałów, które należało szczególnie wyróżnić, obdarować, ale jednocześnie nie pozwolić sobie na poufałość.
Bawiono się przy orkiestrze dętej. Tańcowano obertasa, szumkę, hajdamaka i krakowiaka.
Burkoty bez bekasów, czyli przebierańców, nie byłyby pełne. Kawalerowie przebierali się za zbójników, Cyganów, Żydów. Panny- za Cyganki.
 
 
Niedźwiedź
 
Niedźwiedź jest jednym z przebierańców zapustnych. Chodzenie z nim jest ludowym widowiskiem, które stanowi naśladownictwo chodzenia z żywym niedźwiedziem.
Ongiś łapano młode, głupie niedźwiadki, oswajano je i przyuczano do posłuszeństwa. Ci, którym udała się ta sztuka, występowali z uczonym niedźwiedziem na odpustach i jarmarkach, dając gapiom za odpowiednią opłatą niecodzienną rozrywkę.
Szanujące się trupy wędrownych komediantów miały własnego niedźwiedzia, który podrygiwał w takt muzyki i pokazywał rozmaite sztuki i figle.
Zwyczaj ten utrzymali do dzisiaj górale z Kotliny Żywieckiej. W zapusty wędruje liczny zespół wesołków z ,,misiem" -przebierańcem. Gromada przebierańców odwiedza domy a z uzbieranych smakołyków urządza biesiadę z muzyką i tańcami.
 
 
Podkoziołek
 
Zabawa ta odbywała się w ostatni wtorek zapustów.
Kawalerowie obnosili po wsi ,,koziołka" -koźlą głowę  wystruganą z drewna i osadzoną na kiju.
Wstępowali do zagród, gdzie były niedoszłe mężatki, i zapraszali je na tańce do karczmy.
Na podkoziołku panny udawały kawalerów przyjmując pozycję mężczyzny tzn. prowadząc w tańcu. W zwyczaju było też składanie przez panny datków pieniężnych koziołkowi. Ofiarodawczynie  wierzyły, że im więcej dadzą, tym bogatszego męża dostaną.
 
 
Zabijanie grajka
 
Zabawa ta oznaczała kategoryczne zerwanie z tańcem i wszelkimi zapustnymi uciechami.
Spośród wesołej kompanii, odprawiającej w karczmie pożegnanie mięsopustu wybierano kierownika imprezy. Ten o północy wskakiwał na ławę i wygłaszał mowę powitalną do żuru i śledzia. Mógł też wyśpiewać jakąś piosenkę. Śpiewając dawał dyskretny znak biesiadnikom, którzy chwytali grajka, wyciągali przed karczmę, wsadzali na taczki i wywozili na rozstajne drogi. Tam ,, palono go na stosie" ,,wieszano" lub ,,zabijano" uderzając garnkiem pełnym popiołu.
 
 
Zapust
 
,,Zapust" w postaci człowieka zjawiał się w ostatkowy wtorek około północy. Był znakiem, że czas kończyć karnawałowe szaleństwa. Ubrany był w kożuch odwrócony wełną do wierzchu, na głowie miał czapkę przystrojoną kolorowymi wstążkami i gałęzią choinki. W ręku trzymał toporek z dzwonkiem. Występował ze swoim sługą, dziadem noszącym kosz na dary.
 
 
Chodzenie z kozą
 
Jak wiemy, koza jest zwierzęciem lekceważonym, uważanym za głupią i płochą.
Chłopak, który się za nią przebierał, czuł się w każdym domu jak w obórce; beczał przyśpiewki celowo fałszując melodię i przeinaczał słowa, gonił młode dziewczyny by kłapiąc pyskiem powiedzieć im coś na ucho lub zdobyć całusa. Za wyprawianie różnych brewerii, koziarze dostawali dary do koszyka.
 
 
Babski comber
 
To zabawa ludowa, organizowana w tłusty czwartek na Rynku w Krakowie przez miejscowe przekupki, baby do tańca i do różańca - hulanka połączona z biesiadą i włóczeniem na powrozie słomianego bałwana.
Powiadają, że ta wesoła zabawa powstała na pamiątkę nagłej śmierci burmistrza krakowskiego, niejakiego Combra.
Comber ów, lekceważył ludzi, dręczył ich złośliwymi zarządzeniami, a szczególnie zajadły był na pyskate przekupki. Gdy padł trupem, one pierwsze uczciły to huczną zabawą na Rynku.
Co jedzono? Na pewno szynkę z chrzanem, kiełbasy- gotowane i suszone, ozory wędzone, pasztety, kiszki z ryżem, wątrobianki, salcesony, karpie, szczupaki, łososie, kapustę ze śliwką  i grzybami, groch, kaszę z combrem baranim i flaki. Z ciast oczywiście pączki. Pito piwo, miody, wino i gorzałę.
 
 
Podkurek
 
Podkurek jest to pora nad ranem, kiedy pieje kur.
Podkurkiem nazywano także bardzo późną wieczerzę w ostatni wtorek zapustów, albo wczesne śniadanie w następującą po nim środę, jadane tradycyjnie w domach i karczmie na pożegnanie karnawału, a na powitanie postu. Bawiono się szczególnie wesoło.
Któryś z domowników przebierał się za plebana i księżnym tonem wygłaszał kazanie pełne anegdotek, aluzji, dowcipów, morałów i antymorałów oraz sentencji zaskakujących głupotą. Nie wolno mu było obrażać uczuć religijnych i stosować ,,podjazdów" wobec zaproszonych gości.
Biesiadnicy jedli i zrywali boki ze śmiechu. O północy, do jadalni wchodziła gospodyni z półmiskiem przykrytym pokrywą. Ucztujący obstępowali ją kołem a gospodarz podnosił pokrywę, spod której wylatywało ptaszę[ przeważnie wróbel]. Ptaszę to miało symbolizować ulatującą płochość.
Na półmisku zostawał śledź, jaja i kubek mleka-jadalne atrybuty Wielkiego Postu.
 
 
Obsypywanie popiołem
 
Środa popielcowa, to wstęp do Wielkiego Postu.
W kościołach odbywały się msze pokutne i kapłani posypując wiernym głowy popiołem ze spalonych palm ubiegłorocznych, mówiąc ,,Pamiętaj człowiecze, żeś proch i w proch się obrócisz".
Wezwanie to ma przypomnieć posypywanemu o nieuniknionej śmierci i natchnąć go zadumą nad znikomością doczesnego życia.
 
 
 
 
 
Copyright 2006 ©. All Rights Reserved.